2016/06/15

Shadowhunters sezon 1 odcinek 4


Tytuł serii: Shadowhunters
Tytuł odcinka: Raising Hell
Sezon: 1
Odcinek: 4
Liczba odcinków: 13


Sneak peek:
Urywki wspomnień z dzieciństwa zaczynają nawiedzać Clary w snach pod postacią męczących koszmarów. Przypadek, niedawne porwanie przez wampiry oraz troska Simona sprawiają, że niespodziewanie pojawia się nowy trop, który może doprowadzić dziewczynę do ukradzionych jej wspomnień. Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu może okazać się kluczową postacią jej poszukiwań. Najpierw jednak Nocni Łowcy muszą odnaleźć Magnusa i nakłonić go do pomocy, a to może wcale nie być takie łatwe, kiedy Valentine tylko czeka aby dorwać każdego, kto może wiedzieć gdzie szukać Kielicha Anioła.



Magnus:
Nie będę nawet próbowała ukryć, że Magnus Bane, do którego do tej pory musiałam się przyzwyczaić, w tym odcinku zyskał sobie moje pełne uznanie. Przyznaję, że już czytając powieść pokochałam tę postać gorąco i szczerze, toteż przekonanie mnie do serialu za jego pomocą nie było trudne. Możecie mi jednak wierzyć, że serialowy Magnus naprawdę zasłużył sobie na to, żeby oszaleć na jego punkcie. Ekscentryczny, zabawny, napalony na Aleca, a dodatkowo naprawdę wspaniale zagrany. Co tu dużo mówić, Magnus Bane to bez wątpienia najlepsza i najlepiej oddana postać serialu, co sprawia, że wszystko inne przestaje się liczyć. Możecie uznać, że oszalałam, ale po tym odcinku Shadowhunters zaczęło się dla mnie liczyć jako pozycja, którą warto dalej oglądać. Inaczej mówiąc, ten jeden czarownik wystarczył aby włączyć mój fangirl mode. Muszę jednak dodać, że w tej części dzięki Magnusowi oraz drobnej pomocy samego Aleca otrzymujemy bardzo wyraźną zapowiedź Maleca. Moje serce zostało więc schwytane w sidła najlepszego pairingu jaki można sobie wyobrazić. Możecie mi wierzyć lub nie, ale ten odcinek naprawdę zmienił mój świat.


Humor:
Nie oszukujmy się. Do tej pory serial nie mógł poszczycić się niczym szczególnym, a wszelkie przejawy humoru nie były tak zabawne, jak liczyliby na to twórcy. Było zazwyczaj nudno i bezpłciowo, zaś postać Simona mimo usilnych starań nie mogła przegnać mglistego obrazu Shadowhunters. Wszystko zmieniło się jednak wraz z pojawieniem się postaci, która naprawdę wywołuje uśmiech na twarzy. Chodzi naturalnie o Magnusa, który jednym komentarzem potrafi rozgonić burzowe chmury. Co tu dużo mówić, po nieurodzajnych odcinkach w końcu pojawił się pierwszy bogaty w naprawdę zabawne momenty, które dodatkowo potrafią nakręcić nas na całą tę serię. Jako osoba ceniąca sobie prosty, „męski” humor, odnalazłam się idealnie w żartach Magnusa, którego komentarze miejscami przypominają mi moje. Ciągnie swój do swego, chciałoby się powiedzieć.





Robi się poważnie:
Po zapowiedzi czegoś głębszego, jaką był poprzedni odcinek, widz w końcu dostaje coś naprawdę konkretnego psychologicznie. Alec Lightwood przestaje być stojącym w cieniu Jace'a markotnym Kłapouchem i wysuwa się na pierwszy plan. Jego uczucia do parabatai zostają ujawnione, ale on sam nie chce się do nich przyznać i usilnie stara się im zaprzeczać. Jednocześnie na jego drodze pojawia się Magnus, który wydaje się go onieśmielać, ale widzimy, że zainteresowanie czarownika osobą Aleca sprawia chłopakowi pewną przyjemność. Tym samym, droga Aleca ku odnalezieniu siebie i samoakceptacji właśnie się rozpoczyna, a my jesteśmy jej świadkami. To naprawdę cudowny motyw, który wychodzi serialowi na dobre!




Krótko mówiąc:
W końcu mamy do czynienia z naprawdę ciekawym i zasługującym na pochwałę odcinkiem. Problem słabej gry aktorskiej Clary wciąż jest aktualny, ale teraz nie ma już najmniejszego nawet znaczenia, ponieważ jej postać zostaje przysłonięta przez o niebo lepszych i bardziej interesujących bohaterów, którzy kradną nasze serca. Uważam, że do tego odcinka warto było męczyć się z większymi lub mniejszymi koszmarami, jakie stanowiły poprzednie. Co więcej, od momentu, w którym obejrzałam tę część po raz pierwszy, nic już nie mogło być takie samo. Poczułam nadchodzące szaleństwo.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz