2016/06/28

Shadowhunters sezon 1 odcinek 12


Tytuł serii: Shadowhunters
Tytuł odcinka: Malec
Sezon: 1
Odcinek: 12
Liczba odcinków: 13


Sneak peek:




Ślub Aleca i Lydii ma odbyć się lada dzień, ale atmosfera wokół młodego Lightwooda nadal jest napięta. Jace nie planuje wyciągnąć ręki na zgodę, zaś Magnus mimo usilnych prób nie może przedostać się przez mury, jakie wokół siebie wybudował Alec. Także między Jacem i Clary nie układa się najlepiej, od kiedy Valentine ujawnił „małą rodzinną tajemnicę”, która przekreśliła wspólną przyszłość tych dwojga. W tym szaleństwie tylko Isabelle pozostaje osobą neutralną, która stara się w miarę możliwości poskładać w całość to, co zaczęło się rozsypywać. Niestety, jakby wszystkich problemów było mało, Valentine najwyraźniej ma w Instytucie swojego szpiega, o czym grupka Nocnych Łowców dowiaduje się w najgorszy możliwy sposób. Nic nie jest już takie, jakim było na początku, a przyszłość szykuje dla bohaterów jeszcze więcej zmian.

Tak rodzi się szaleństwo:



Nie ma sensu owijać w bawełnę. Mam wrażenie, że dwunasty odcinek serii odniósł sukces jeszcze przed premierą, a przynajmniej dla mnie rzeczywiście tak było. Wiele dał fakt, iż zarówno oficjalny facebook Shadowhunters, jak i facebook kanału, na którym emitowany jest serial stopniowo, krok po kroku podrzucały wygłodniałym fanom coraz to nowsze fragmenty odcinka, którego tytuł wywołał burzę uczuć, podobnie jak domysły na temat treści. Planowany ślub z Lydią, spięcia na relacji Alec – Magnus, słodki opis miłości w wykonaniu tego drugiego i w końcu zapowiedź pocałunku Maleca. Napięcie rosło każdego dnia, serca biły szybciej, oddech zamierał, w powietrzu było czuć wyczekiwanie i podniecenie. Przyznam, że czułam się cudownie będąc częścią tego wszystkiego! Od dawna nie doświadczyłam czegoś tak intensywnego i tak magicznego. Tak, przyznaję, że oficjalnie mi na tym punkcie odbiło i nie zamierzam tego ukrywać, a osoby odpowiedzialne za promocję tego odcinka wykonały kawał dobrej roboty!

Emotions are never black and white. They're more like symptoms.”* (Magnus Bane):




Przejdźmy jednak bezpośrednio do treści odcinka dwunastego, a naprawdę jest o czym pisać, ponieważ bezsprzecznie jest to najlepsza część ze wszystkich. Zacznijmy od tego, że już niemal na wstępie otrzymujemy niesamowite porównanie emocji (z naciskiem na miłość) do objawów (niczym w przypadku choroby). Warto dodać, że tą mądrością raczy nas sam niesamowity Magnus Bane, więc jak najbardziej mamy do czynienia z pełnym głębi i pasji przekazem. Tym bardziej, że odbiorcą tej lekcji życia jest nie kto inny, jak nadąsany Alec! To cudowna, chociaż niepokojąca scena, w której nie brakuje pasji i dramatu. Uwielbiam ją! Tym bardziej, że Magnus opisuje moje uczucia względem Maleca. Swoje robi też fakt, iż obłędny czarownik nie tylko doprowadza swojego rozmówcę do szaleństwa swoją osobą, ale także sposobem, w jaki używa swojej magii. To prawdziwie idealna scena, do której chce się wracać.

You flirt, you laugh, you use magic, but at the end of the day, what do you risk?”** (Alec Lightwood):



Warto zwrócić także szczególną uwagę na drugą część tej samej sceny. Tym razem pałeczkę przejmuje Alec, który w końcu głośno wyraża swoje uczucia. Do tej pory raczej nie zastanawialiśmy się nad tym, jakie w rzeczywistości są konsekwencje jego miłości do Magnusa, a za nią niewątpliwie trzeba słono zapłacić. Alec jest śmiertelny, ma rodzinę, przyjaciół, nadal liczące się w świecie Nocnych Łowców nazwisko oraz plany na przyszłość. Miłość może mu jednak odebrać wszystko. To naprawdę poruszająca i dająca do myślenia scena, w której serce Magnusa oraz serduszka fanów są rozrywane na kawałki. Czegoś tak głębokiego oraz bogatego w psychologiczny ciężar raczej się nie spodziewaliśmy. Tym bardziej, że pozornie może się nam wydawać, iż Magnus rzeczywiście nie traci nic na swoim uczuciu do młodego Łowcy. Wszystko ulega jednak zmianie podczas sceny ślubu, kiedy to widz nie potrzebuje żadnych słów i wyjaśnień, aby domyślić się, że w rzeczywistości także Magnus ryzykuje wiele oddając się pogoni za odnalezioną właśnie miłością. Wiekowy czarownik odrzuca dumę i bezbronny pozwala aby to Alec Lightwood na oczach całego Instytutu zaakceptował go lub odrzucił. Naprawdę ciężko wyrazić słowami to, co po prostu się czuje oglądając „dwunastkę”.

And though I know you won't believe me, someday someone will come along who will tear down those walls you've built around your heart. And when that love comes back to you, you must do everything in your power to fight for it.”*** (Ragnor Fell):


Kolejną odsłoną cudowności tego odcinka jest rada, jaką Ragnar udziela Magnusowi. Fragment ten wprowadza nas w przeszłość Wysokiego Czarownika Brooklynu i ukazuje jego miłosne upadki, które pozostawiły w sercu głębokie rany. Należy zauważyć, że wiążąc wszystkie te rewelacje z pytaniem Aleca „[...]ale co ostatecznie ryzykujesz?” otrzymujemy coś naprawdę niesamowitego i ciężkiego. Wróćmy jednak do wspomnianej rady. Ragnar uświadomił Magnusowi, że o odwzajemnione uczucie należy walczyć, ponieważ jest jakże inne od tych, które zadały ból. W tych słowach naprawdę czuć epickie piękno i mądrość, z której także widz może czerpać pełnymi garściami. Kolejny raz oglądając tę część Shadowhunters czujemy więcej, niż są w stanie wyrazić słowa, ponieważ wszystko rozgrywa się we wrażliwym wnętrzu widza, porusza duszę, wypełnia serce.

I can't breathe.”**** (Alec Lightwood):




Ogólnie rzecz ujmując, przeogromną zaletą tego odcinka jest fakt, iż wszystkie Malecowe sceny oraz to, co zostaje powiedziane łączy się w idealną całość. Nie mamy do czynienia z niespójnym zlepkiem wydarzeń, ale z psychologicznie powiązanymi ze sobą momentami. Dla przykładu można wymienić chociażby pytania, na które odpowiedzi dostrzegamy sami w miarę rozwoju akcji czy przeszłość mającą wpływ na teraźniejszość. Skupmy się na jednym, konkretnym przykładzie: „Tracisz oddech za każdym razem, kiedy wchodzą do pokoju.” opisywał symptomy miłości Magnus. Kiedy Lydia weszła do kaplicy, Alec nie poczuł nic, chociaż z pewnością miał nadzieję, że do tego dojdzie. „Nie mogę oddychać.”**** wyznał, kiedy w polu widzenia pojawił się czarownik i to przekreśliło wszystkie dotychczasowe plany ślubne chłopaka. Co więcej, w tej części serialu niewątpliwie równie wiele możemy wyczytać z wypowiadanych słów, co z ciszy i spojrzeń, a to stawia Shadowhunters ponad niezliczoną liczbą seriali, które nie mogą pochwalić się czymś tak unikalnym i prawdziwie magicznym.

Pocałunek:





Myślę, że tutaj słowa są zbędne i można to oddać tylko w jeden sposób:


Minusik:


Wśród wszystkich tych jęków zachwytu znajdzie się jednak troszkę miejsca na minusy odcinka, do których możemy zaliczyć chociażby trochę za szybko rozwijającą się akcję. Miejscami coś zaczyna się dziać i dosłownie w niespełna pięć minut zostaje zakończone lub rozwiązane. Przyznaję jednak, że nie dotyczy to tylko Malecowych scen, które są naprawdę cudownie dopracowane. Nie mogę także zapomnieć o niedociągnięciach, a przynajmniej jednym, które naprawdę rzuciło mi się w oczy. Zwróćcie uwagę na szyję Lydii podczas sceny ślubu. W pewnym momencie dostrzeżecie łańcuszek, którego jeszcze nie powinno na niej być. Przyznaję, że trochę mnie to drażni ilekroć oglądam ten odcinek.

Krótko mówiąc:






MALEC TO NAJLEPSZY ODCINEK SERII! To zadziwiające, jak słaby serial potrafił ewoluować dzięki dwójce bohaterów stojących zaraz za główną parą. To właśnie dzięki Malecowi, z tytułu, który wolałam początkowo omijać wielkim łukiem, Shadowhunters urosło do roli mojej najprawdziwszej obsesji. Inaczej mówiąc, zostałam stracona dla świata.





Tłumaczenie:
* Emocje nie są nigdy czarne i białe. Są bardziej jak objawy.
** Flirtujesz, śmiejesz się, używasz magii, ale co ostatecznie ryzykujesz?
*** I choć wiem, że mi nie uwierzysz, pewnego dnia pojawi się ktoś, kto zburzy te mury, które wybudowałeś wokół swojego serca. I kiedy ta miłość zostanie odwzajemniona, musisz zrobić wszystko, co w twojej mocy by o nią walczyć.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz