Tytuł: City of Glass
Tytuł polski: Miasto Szkła
Autor: Cassandra Clare
Seria: The Mortal Instruments
Seria polska: Dary Anioła
Ostatnie wydarzenia zmuszają całą
rodzinę Lightwoodów do podróży do Idris, ojczyzny Nocnych Łowców,
gdzie odbywa się ogólne zgromadzenie, którego tematem jest
Valentine i zagrożenie, jakie stwarza. Ku uciesze Clary, która
planuje spotkać się z czarownikiem mogącym pomóc jej obudzić
matkę, Maryse i Robert zgadzają się zabrać ją ze sobą, co
jednak nie podoba się Jace'owi. Podczas ataku Wyklętych na
nowojorski Instytut, Lightwoodowie są zmuszeni do szybkiego
przejścia przez portal, który zostaje za nimi zamknięty. Mogłoby
się wydawać, że to zniweczy wszystkie plany Clary, jednakże
nastolatka nie planuje się poddać. Rozżalona i w pełni
zdeterminowana, sama tworzy portal i chociaż pokonuje w ten sposób
jedną przeszkodę, los rzuca jej bezustannie kłody pod nogi. Na
domiar złego, wojna z Valentinem wisi w powietrzu, co zagraża nie
tylko życiu dziewczyny, ale także wszystkich jej przyjaciół i
całej rasy Nefilimów.
Chociaż robię to bardzo niechętnie,
swoją recenzję muszę zacząć od odrobiny narzekania. A wszystko
to z powodu Clary, która jest wprawdzie jedną z nielicznych
bohaterek literackich, które naprawdę lubię, jednakże w tym tomie
była mi po prostu solą w oku. Jej nieograniczona nawet odrobiną
zdrowego rozsądku bezmyślność irytowała mnie od samego początku
i sprawiała, że miałam ochotę rozszarpać dziewczynę na strzępy.
Nie ma co ukrywać, w Mieście Szkła odwaga głównej
bohaterki graniczy z głupotą, a zdeterminowanie z oślim uporem.
Także jej koszmarna samolubność i humory doprowadzały mnie
podczas lektury do szaleństwa, ponieważ skupiona na jednym celu
Clary, nie dostrzega zagrożenia, jakie stwarza dla innych. Wszystkie
dobre rady odbijają się od niej jak od ściany, zaś tempo, w jakim
działa, nie pozwala jej zatrzymać się i pomyśleć. Krótko
mówiąc, w City of Glass Clarissa Fray jest po prostu
koszmarna i stanowi najsłabszy element powieści. Mogę się tylko
cieszyć, że przez pierwsze dwa tomy serii była zdecydowanie
lepsza, czym zaskarbiła sobie moją sympatię, ponieważ w
przeciwnym razie nie jestem pewna, czy wytrzymałabym z nią tak
długo.
Ponieważ w przeciwieństwie do
poprzednich części, Miasto Szkła przenosi czytelnika
w zupełnie inne, całkowicie fikcyjne miejsce, myślę, że należy
poświęcić trochę uwagi także temu faktowi. Autorka robi bowiem
ogromny krok w stronę fantastyki, jednocześnie odchodząc od
dominującego do tej pory w jej serii urban fantasy.
Przyznaję, że jestem w stanie zrozumieć wprowadzenie do historii
nieistniejącego państwa, ponieważ Cassandrze Clare bez wątpienia
o wiele łatwiej było przedstawić starcie z Valentinem na
neutralnym, fikcyjnym gruncie, niż narzucić wojnę naszej
rzeczywistości. Niemniej jednak, jest to zabieg, który postrzegam
jako niepożądany i na swój sposób naiwny, który nie koniecznie
przypadł mi w pełni do gustu, toteż w przeciwieństwie do wielu
bohaterów, nie zapałałam uczuciem do Idris. Niewielki kraj Nocnych
Łowców niewątpliwie jest uroczy, jednakże brakuje mu magii
prawdziwego, realnego miasta, którą tak kocham w poprzednich
częściach. Cóż, Dary Anioła kojarzą mi się
przede wszystkim z urban fantasy i naprawdę chciałabym aby
tak zostało.
Przejdźmy jednak do zalet tego tomu.
Sądzę, że ciekawym i wartym uwagi elementem City of Glass
są aniołowie, których istnienie było do tej pory postrzegane
przez niektórych naszych bohaterów, i tym samym przez niektórych z
nas, jako rodzaj swoistej legendy Nocnych Łowców. To od czytelnika
zależało, czy wierzy w ich istnienie, czy też woli potraktować to
z przymrużeniem oka. Tak czy inaczej, The Mortal Instruments
od początku były powiązane z religią opierającą się na Biblii,
zaś w tym tomie, Cassandra Clare położyła jeszcze większy nacisk
na tę zależność. Trzeba jej jednak przyznać, że mimo wszystko
nie zagłębia się w temat wiary w istnienie Boga, a nawet
całkowicie go ignoruje. Bez wątpienia jest to zaletą powieści,
ponieważ zostają nam oszczędzone niewnoszące niczego do historii
teologiczne rozważania. Tym samym, wierzenia czytelników nadal nie
ma tu większego znaczenia, ponieważ liczą się przede wszystkim
czyny i umiejętności bohaterów, a za nimi każdy z nas potrafi
nadążyć. Jedynym, czego w tym wypadku możemy żałować jest
oszczędne i bardzo ogólne przedstawienie aniołów, którym autorka
zdecydowanie mogła poświęcić trochę więcej miejsca i uwagi.
Osobiście z przyjemnością dowiedziałabym się na ich temat czegoś
więcej, niestety w City of Glass tego nie uświadczymy.
Cokolwiek by jednak nie powiedzieć o
Mieście Szkła, najmocniejszą stroną powieści są
bez wątpienia Valentine oraz Sebastian. Z jednej strony są bowiem
niezwykle fascynującymi postaciami, których historia naprawdę może
nas porwać. Kreowani z pasją, pełni wewnętrznej głębi,
przypominają niejako bohaterów tragicznych. Po drugie, to oni
wprowadzają do powieści jeden z najważniejszych w tym wypadku
tematów – miłość. Z całą powagą muszę przyznać, że
sposób, w jaki Cassandra Clare odniosła się do tego jakże silnego
i kojarzonego z dobrem uczucia w kontekście tej dwójki, jest
niesamowity i w pewnym stopniu dramatyczny. Valentine jest mężczyzną,
który święcie wierzy w swoje przekonania i ich słuszność, który
wydaje się widzieć w sobie Mesjasza swojej rasy, toteż nie cofnie
się przed niczym. Szalony i bezwzględny, jednocześnie kocha z
pasją na swój skrzywiony sposób i pragnie być kochany. Problem w
tym, że brak zrozumienia odbiera mu szansę na miłość. Co się
zaś tyczy Sebastiana, jego sytuacja jest jeszcze bardziej
skomplikowana. Uznany za potwora zaraz po urodzeniu, został z góry
skazany na ludzką nienawiść, na brak matczynej miłości. Tak
naprawdę, nikt nie dał mu szansy by mógł poznać normalne oblicze
uczuć. Wychowywany przez szaleńca, doświadczył tylko tego, co był
mu w stanie zaoferować Valentine. Jakie mamy więc prawo, aby go
oceniać? Jak więc łatwo się domyślić, w tym tomie Valentine
wzbudził we mnie jeszcze większą sympatię niż w poprzednich, zaś
Sebastiana było mi po prostu żal i jakkolwiek bym nie próbowała,
nie potrafię go nienawidzić. Dla mnie był on po prostu zagubionym
chłopcem i nie wiem, czy to kiedykolwiek się zmieni.
by Cassandra Jean |
Podsumowując,
Cassandra Clare z pewnością nie boi się pisać i nie obawia się
kontrowersji. Jest pisarką otwartą na ludzką różnorodność,
która nie tworzy dla „większości”, ale dla wszystkich i w tym
tomie widzimy to bardzo dokładnie. Muszę jednak przyznać, że po
Mieście Szkła spodziewałam się trochę więcej i
chociaż nie dostałam wszystkiego, na co liczyłam, to Dary
Anioła są jedną z moich ulubionych serii i całkowicie
straciłam dla nich głowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz