2016/12/30

Fanfiction: Bez ostrzeżenia (część XV)


Fanfiction

Tytuł: Bez ostrzeżenia
Część: XV
Fandom: Shadowhunters
Gatunek: komedia

- Zanim jednak pozwolimy żeby jakiś naćpany demon wywołał jeszcze większy niż dotychczas chaos w mieście, musimy zebrać jak najwięcej informacji o tym, jakie zamieszanie już wywołał w poszczególnych miejscach pentagramu. - Magnus postukał palcami w mapę w miejscach, które nie kryły już przed nimi żadnych tajemnic. - Wiemy, co spotkało wilkołaki z watahy Luke'a, jak skończyły wampiry w Du Mort, mamy siebie i okrojone informacje na temat niektórych czarowników. Teraz z całą pewnością mogę stwierdzić, że to za mało. Jeśli chcemy pokonać demona, musimy poznać jego truciznę.
- Truciznę? - Clary spojrzała na mężczyznę bez zrozumienia.
- Jego uzależnienie. To czym się truje. - wyjaśnił jej krótko Jace.
Dziewczyna spojrzała na Isabelle i Aleca, ale rodzeństwo wyraźnie nie chciało rozmawiać o tym, skąd blondyn czerpał swoją wiedzę na ten temat.
- Hej, czytam książki, dobra?! - poirytowany chłopak zabiłby wzrokiem, gdyby tylko potrafił. - Nie jestem alkoholikiem, jak taki jeden! - wskazał na Magnusa, który zamachnął się ręką, planując zdzielić go w głowę, ale Jace zrobił unik i wyszczerzył się zadowolony z siebie. - Nie zaprzeczysz?
- Nie będę kłócił się z idiotą! - prychnął rozsądnie czarownik, co ucieszyło chłopaka.
- Ponieważ mam rację!
- Czy my naprawdę nie mamy niczego ważniejszego na głowie w tej chwili, niż debatować nad tym kto jest, a kto nie jest alkoholikiem? - Catarina przewróciła oczyma, jakby miała do czynienia z wyjątkowo uciążliwymi dziećmi, co poniekąd nie mijało się z prawdą.
- Rozprawię się z tobą później. - Magnus rzucił groźnie do Jace'a i prychnął niczym obrażony kociak odwracając się do chłopaka tyłem.
- Dlaczego on to robi w moim ciele... - Alec westchnął ciężko, chowając twarz w dłoniach. Siostra poklepała go po ramieniu pokrzepiająco.
- Są gorsze rzeczy, które mógłby ci robić, braciszku.
- To mnie nie pociesza, Izzy. - chłopak spojrzał na nią poważnie. - To Magnus, a więc moje ciało siedzi na bombie, która może w każdej chwili wybuchnąć.
- A to cię pocieszyło? - dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem.
- Prawdę mówiąc to ani trochę. - przyznał Alec i głośno wypuścił powietrze z płuc. Naprawdę wszyscy mieli większe zmartwienia niż te, które właśnie sobie na siłę wyszukiwali. Czyżby nerwy dawały im o sobie znać?
- Wynosimy się stąd. - zakomenderował Magnus. - Catarino, zabierz ze sobą klucze, musimy zamknąć Śpiącą Królewnę, żeby nikt jej nie odkrył. Nie chcemy żeby sprawa została przypadkiem rozdmuchana w Podziemiu. Przy okazji, rzuć kilka zaklęć ochronnych. Przezorny zawsze ubezpieczony, a skoro ja nie dysponuję swoją mocą, wolę unikać ewentualnej konfrontacji. Przynajmniej chwilowo.
- Magnusie, nie panikuj. Wiem, co robić. - kobieta uśmiechnęła się do niego uspokajająco. - Zanim jednak zabierzemy się do pracy, powinniśmy chyba podzielić teren, który musimy przeszukać i sprawdzić.
- Słusznie. - czarownik skinął głową. - W każdej innej sytuacji zastosowałbym metodę dzielenia pizzy, ale jesteśmy w różnych ciałach, a to wiele utrudnia. Będziemy działać dwójkami na większym terenie. Jedna trzecia pentagramu na parę. Catarina i Isabelle przejmą część południowo-wschodnią aż do południowego zachodu w tym miejscu. Jeśli moja magia wymknie się spod kontroli, chcę żeby pod ręką był czarownik, który zdoła wszystko ogarnąć. Północ z odgałęzieniem na zachód należeć będzie do Clary i Jace'a. Tam mieści się instytut, więc wolę żeby to wasza dwójka kręciła się w tamtym rejonie. Ja i Alec zajmiemy się tym wachlarzem na zachodzie. - przesunął palcem po kolejnym skrawku na mapie. To spory teren biorąc pod uwagę, że szukamy wszelkich odstępów od normy, dziwactw i ogólnie tego, co nie pasuje do całej reszty. Bądźcie ostrożni. Wszyscy mają mieć przy sobie włączone komórki na wypadek gdyby ktoś potrzebował pomocy. Co dwie godziny, meldujemy się telefonicznie zgodnie z ruchem wskazówek zegara począwszy od Jace'a i Clary. To nie jest zabawa, więc chcę mieć pewność, że wszystko gra. Zaczekajcie. - rzucił nagle i zniknął za barem, który mieścił się w rogi pokoju. Wrócił z nożem, niewątpliwie ostrym, sądząc po tym, jak bez większych trudności pociął mapę na trzy części, wręczając właściwą każdej z par. - W ten sposób będzie nam łatwiej. Każdy ma dokładnie wyznaczony obszar i wie, gdzie najlepiej szukać, w zależności od splotów pentagramu. Nie liczę na to, że uwiniemy się ze wszystkim dzisiaj. Jest już późno, więc sprawdźmy istoty, które wychodzą po zmroku. Jutro zajmiemy się tymi dziennymi i całą resztą tej bajki. No więc... Rozejść się! - zakończył wesołym, chociaż wymuszonym tonem i ruchem dłoni dał znać towarzyszom, że powinni zacząć się podnosić.
Catarina wyszła z salonu, wracając po chwili z kluczami w dłoni. Zadzwoniła nimi cicho, jakby chciała w ten sposób dać wszystkim do zrozumienia, że czas uciekać. Upewnili się więc pospiesznie, że nie zostawili za sobą niczego podejrzanego i po prostu opuścili willę Sigfrida, wracając do Nowego Jorku tą samą drogą, którą go opuścili.

1/3 pentagramu, Clary i Jace
Blondyn i jego dziewczyna w ciele Isabelle spojrzeli na siebie trochę wyczekująco, jakby oceniali, które z nich w naturalny sposób przejmie dowodzenie, a które się podporządkuje. Nic dziwnego, w końcu Jace był urodzonym przywódcą, podczas gdy Clary należała do osób, które nie potrafiły słuchać poleceń i chodziły własnymi ścieżkami. Współpraca tej dwójki zawsze miała w sobie coś ze starcia, przepychanki, niewinnej, dziecięcej wojny.
- Od czego zaczynamy? - Clary przerwała ciszę pytaniem, czym nieświadomie przekazała pałeczkę dowodzenia zadowolonemu z takiego obrotu spraw Jace'owi.
- Wpadniemy do Instytutu. Dowiemy się czy wszystko gra, powiemy komuś, że jesteśmy wszyscy na misji, na wypadek gdyby nas szukano, i zaczniemy sprawdzać nasz obszar od zewnątrz do środka.
- Brzmi jak plan. - przyznała skinąwszy głową dziewczyna.
- Naturalnie, w końcu mój.
- Brzmi jak puste przechwałki. - skomentowała poważnie, nic sobie nie robiąc z urażonego prychnięcia chłopaka.
Skierowali kroki do sporego, opuszczonego kościoła, a przynajmniej takim widzieli go Przyziemni. Bez problemu dostali się do środka, oświetlonego jasno i pełnego ludzi, którzy nawet nie zwrócili na nich uwagi.
- Raj! - Jace zawołał przechodzącego w pobliżu mężczyznę, który nie wydawał się zachwycony jego widokiem. Zresztą Raj nigdy nie był niczym zachwycony. Należał do osób, które najwyraźniej urodziły się z twarzą wykrzywioną w grymasie niezadowolenia. Szkoda, ponieważ mężczyzna należał do grupy raczej atrakcyjnych, a jego ciemniejsza karnacja robiła swoje, dodając mu egzotycznej urody, której tak ciężko się oprzeć. - Powiedz mi czy w Instytucie wszystko gra. Ja, Clary i Lightwoodowie jesteśmy na misji i nie było nas tutaj od wczoraj, a słyszeliśmy pogłoski, że dzieje się coś niepokojącego.
Mężczyzna zmarszczył brwi, a jego mina wydawała się jeszcze bardziej ponura niż zazwyczaj.
- Nic mi nie wiadomo o jakichkolwiek problemach w Instytucie. Skąd macie takie informacje?
- Nieistotne! - Jace machnął lekceważąco ręką. - Najwyraźniej ktoś musi rozgłaszać jakieś kłamstwa na nasz temat żeby demony poczuły się pewniej i wylazły z ukrycia. Pewnie trafi się też kilku Podziemnych, którzy mogą nam zaleźć za skórę jeśli uznają, że mamy wewnętrzne problemy. Zajmiemy się tym z Clary... No i z Isabelle, oczywiście! - wskazał na stojącą obok siebie dziewczynę. - Ale jesteś pewny, że wszystko tutaj gra?
Raj patrzył na blondyna jakby ten był jakimś wyjątkowo dziwacznym okazem przybyłego na ziemię kosmity.
- OK, OK! Nie było pytania! - chłopak uniósł ramiona w geście poddania i zwrócił się szybko do swojej towarzyszki - Chodź, wezmę kilka rzeczy od siebie z pokoju. Na razie, Raj!
Mężczyzna odburknął coś mało uprzejmie i wrócił do swoich zajęć, jakiekolwiek nie były.
- Czasami zastanawiam się dlaczego trzymamy tutaj takie mruki jak on. - Jace pozwolił sobie na zgryźliwy komentarz wbiegając po kilku schodkach na wyższą kondygnację i zmierzając w stronę swojej sypialni. Clary podążała posłusznie za nim, chociaż nie miała pojęcia czego blondyn mógłby potrzebować w czasie ich samozwańczej misji. - Wracamy po mojego misiaczka. Bez niego nie mogę spać w nocy.
- Hę?
- Zastanawiałaś się właśnie, co chcę zabrać, prawda? Żartowałem! - chłopak roześmiał się. - Ależ miałaś głupią minę! Nie sądziłem, że Isabelle potrafi taką zrobić. Auć!
Clary kopnęła chłopaka mocno w tyłek, nie zwracając większej uwagi na to, w co wbił się obcas jej buta.
- Nie mamy czasu na twoje zabawy, Jace. Zabieraj to, czego potrzebujesz i już nas nie ma. - tym razem to ona przejęła dowodzenie i najwyraźniej nie mogła go oddać zbyt łatwo, jeśli chciała dojść do czegokolwiek. Blondyn był kompetentny kiedy chciał i bezużyteczny, kiedy tylko miał na to ochotę. Nie było na to reguły.
Jace otworzył przed dziewczyną drzwi swojego pokoju i wpuścił ją do środka. Gdyby nie strach przed spotkaniem z matką Isabelle i Aleca, pewnie zaczekałaby na blondyna przed drzwiami, jednak znając Maryse Lightwood, wolała uniknąć spotkania z nią twarzą w twarz będąc w ciele jej córki. Poza tym była już kiedyś w pokoju Jace'a i nie było w tym nic złego!
Obrzuciła szybkim spojrzeniem wnętrze, które nie zmieniło się wcale od jej ostatniej wizyty i zamarła patrząc na swojego rozbierającego się właśnie chłopaka.
- Jace? - wydusiła.
- Muszę się przebrać, daj mi chwilę! - odpowiedział niewzruszony.
Jasne, dla niego była tylko Isabelle, ale on dla niej był Jacem, jej chłopakiem, obiektem westchnień, sennych fantazji i sercem całej tej romantycznej otoczki, za którą szalały nastolatki.
Na Anioła, dlaczego musiała chodzić z taki głupkiem?! Chociaż musiała przyznać, że i tak była w lepszej sytuacji niż Alec i Magnus, nawet jeśli w tej chwili nie do końca potrafiła to szczerze przyznać. W końcu właśnie wpatrywała się w szerokie, umięśnione plecy blondyna, który starał się znaleźć odpowiednią koszulkę wśród tak wielu innych, które z jakiegoś powodu w tej chwili mu nie odpowiadały.
- Jace, jeśli się nie pospieszymy... - próbowała zmienić temat.
- Tak, tak, już! Daj mi chwilę.
Pikanie do drzwi przestraszyło ich oboje.
- Jace? - z zewnątrz dał się słyszeć głos Maryse Lightwood, co sprawiło, że serce Clary podeszło jej do samego gardła.
Dziewczyna i blondyn spojrzeli na siebie wystraszeni, a chłopak wskazał jej palcem drzwi szafy. W każdej innej sytuacji Clary oponowałaby, ale w tej chwili naprawdę nie było czas na myślenie o całym tym absurdzie, w który się pakowali.
- Daj mi chwilę, chcę się przebrać! - odpowiedział kobiecie chłopak i zamknął dokładnie drzwi szafy za dziewczyną, która niemal zwinęła się w kłębek na jej dnie.
Albo będzie siedzieć w szafie Jace'a, albo stanie twarzą w twarz ze swoją, ale nie swoją matką. W takiej sytuacji naprawdę wolała się ukrywać, nawet jeśli zewsząd otaczał ją przyjemny i znajomy zapach jej ukochanego, który był dla niej niedostępny tak długo, jak długo znajdowała się w ciele jego siostry.
Ironia losu.

3 komentarze:

  1. Witam,
    no cudnie, ciekawe czy znajdą jeszcze jakieś anomalie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka,
    wspaniale, zastanawiam się czy znajdą jeszcze jakieś anomalie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    wspaniały rozdział, zastanawiam się tylko czy znajdą jeszcze jakiąś anomalie, czy już wszystkie niezwykłosci się pojawiły...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń